Wszystko zaczęło się od fascynacji głębokim, ciemnym, tajemniczym brzmieniem głosu, który płynął ze starej kasety magnetofonowej. Jakość dźwięku pozostawiała wiele do życzenia, ale już wtedy ogromnie mnie zaciekawił. Nie wiedziałam kto to śpiewa. Mogłam jedynie się domyślić, że jest to osoba w podeszłym wieku – przez niewyraźnie wymawiane słowa, zachrypnięty głos, naturalnie wolne tempo śpiewu, wysiłek podczas śpiewu, drobne szelesty, zabrudzenia między wersami. Pomyślałam, że to stare nagranie, i że osoba na nim uwieczniona to ktoś wyjątkowy, niesamowicie ciekawy, silny duchem, w pewnym sensie – dziki, nieokiełznany. Coś nieprawdopodobnego, żeby tak śpiewać – używać takich interwałów, nie bać się glissand, szeptów, wyhuków, bogatej melizmatyki. A przede wszystkich, żeby wydobywać dźwięk w taki sposób – jakby z głębin siebie. To osoba niesamowicie odważna – pomyślałam. To wszystko było słychać w zaledwie kilku zwrotkach pieśni. Był to głos Stanisława Brzozowego, a moja fascynacja jego muzyką trwa już ponad dekadę. Z każdym kolejnym wysłuchaniem „wyłapuję” kolejne smaczki – zawyżenia, zaniżenia, zawahania, przeciągnięcia itd. Szczęśliwie spotkałam dwóch wspaniałych muzyków, którzy towarzyszą mi w tych poszukiwaniach i odkrywaniu nowych brzmień. Nazwa zespołu pochodzi z jednego tajemniczego wersu pieśni – można go wychwycić podczas koncertu.
O składzie zespołu:
Robin Hayward – od skończenia studiów w Manchesterze w 1991 roku jest aktywnym tubistą biorącym udział w wielu projektach. Jest twórcą interfejsu Hayward Tuning Vine oraz Mikrotonowej Tuby.
Sebastienem Beliah – członek paryskiego kolektywu twórczego Umlaut organizującego m.in. Festival Umlaut poświęcony muzyce współczesnej, improwizowanej. Gra na kontrabasie muzykę współczesną, improwizowaną, jazz oraz muzykę klasyczną.
Brzmienie pieśni Brzozowego jest ciemne, tajemnicze, pełne napięcia, wyrazu. Głos, kontrabas i tuba przenikają się w tym brzmieniu. Wypełniają i uzupełniają.